wtorek, 17 sierpnia 2010

Nowe starego początki


Szumna, wielka i wyczekiwana, tymi słowami można opisać premierę Starcrafta II: Wings of Liberty. Ruszyło nawet mnie, gościa, który fanem RTSów nigdy nie był, a zmysł taktyczny do tej pory się u niego nie wykształcił. Ruszyło mocno, bo w pokoju stoi edycja kolekcjonerska wspomnianego dzieła od Blizzarda. Jedni narzekają, że nowy Starcraft zbyt innowacyjny nie jest, drudzy modlą się do stworzonego uprzednio ołtarzyka z pudełkiem gry w samym jego środku. Kto ma rację, a kto się myli? Czy sequel dorównał legendzie, jaką jest część pierwsza?
Z pewnością przed rozpoczęciem kampanii warto zapoznać się z historią opowiedzianą w części pierwszej, w tym celu wystarczy zajrzeć do instrukcji. Posiadając ogólny zarys sytuacji możemy przystąpić do rozgrywki, którą fabularnie niemal doskonale podsumował (nawet o tym nie wiedząc) agent Simmons z Transformers 2, mówiąc: 'One man, alone, betrayed by the country he loves, now their last hope in their hour of need!,' czyli 'Jeden człowiek, samotny, zdradzony przez kraj, który kocha, teraz ich ostatnią nadzieją w godzinie potrzeby.' Co do miłości Jamesa Raynora - byłego szeryfa planety Mar Sara do swoich byłych kumpli, a zwłaszcza imperatora Mengska, mam pewne wątpliwości, ale nie da się zaprzeczyć temu, że kozak z niego nielichy, a jego wrogowie zastanawiają się dwa razy zanim podejmą jakiekolwiek działania zaczepne. Wraz z nim i jego braćmi broni spuszczamy łomot jednej z trzech ras zawartych w grze: Terranom występującym pod banderą Dominium, Protosom lub Zergom. Przed każdą z 29 misji przygotowanych przez autorów wybieramy stopień trudności, a tych jest aż 4, z czego ostatni, brutalny, jest naprawdę hardkorowy. Zadania różnią się konstrukcją, więc na nudę nie da się narzekać. W jednym z nich wydobywamy surowiec, uważając na podnoszący się co jakiś czas poziom lawy, w innym bronimy nocą swojej bazy, wyczekując świtu, po którym następuje zamiana ról i to my ruszamy do szaleńczego ataku. Gdy w danej chwili akurat nie zbawiamy świata, możemy zwiedzić nasz statek, Hyperion, odwiedzając jedną z 4 lokacji: kantynę stylizowaną na spelunę country, mostek, gdzie wybieramy miejsca naszych kolejnych działań lub powtarzamy te już ukończone, zbrojownię oferującą ulepszenia jednostek bądź budowli za kredyty zarobione w misjach oraz laboratorium, w którym prowadzimy badania nad Zergami i Protosami, by usprawnić własne zaplecze techniczne. SC II ma wmontowany cały system osiągnięć, dzięki którym rozgrywka wydłuża się i staje się nawet bardziej emocjonująca. Fani wbijania popularnych aczików poczują się jak w domu. Oprócz kampanii dla gracza zostało przygotowanych 9 wyzwań. Uczą one jak i czym kontrować określone jednostki przeciwnika i pokazują co można zdziałać mając do pomocy niewielkie wojsko, a można zdziałać wiele. Owe wyzwania, oprócz oczywistych korzyści w postaci poprawy swojej gry, niosą ze sobą jeszcze jedno - są przygotowaniem do gry w trybie multi. Zdecydowana większość kupiła Starcrafta II głównie dla grania w sieci, jeśli kłamię to niewiele. To tutaj tkwi fenomen poprzedniej części, to przez tryb dla wielu graczy pierwszy Starcraft stał się sportem narodowym w Korei Południowej. Blizzard dołożył wszelkich starań, aby druga część była pod tym względem jeszcze lepsza. Pro gamerzy rzucą się do walki o topowe pozycje w rankingach, dla pozostałych zostały przygotowane starcia próbne, które mają określić nasze umiejętności i zakwalifikować nas do jednej z lig, zależnie od tego jacy z nas wymiatacze. Wszystko tutaj jest dopieszczone, a każda jednostka jest w jakiś sposób użyteczna przy próbach anihilacji wroga. Ten tryb zapewni grze żywotność na bardzo długo. Graficznie nowe dzieło Śnieżycy w żaden sposób nie odstaje od tego, do czego przyzwyczaiły nas inne produkcje tego typu. Wszystko ładnie ze sobą współgra, mapy są klimatyczne, szaro-fioletowa maź, na której Zergi 'budują' swoją bazę rzeczywiście przywodzi na myśl coś ohydnego, a starcia ogląda się z przyjemnością, ten aspekt gry również nie zawodzi. Zawodzi za to... cena. 200 złotych to standard za nową grę na konsolę, nie wydaje mi się by ktokolwiek zaszalał z radości na wieść o konieczności zebrania takiej sumy na grę na kompa, ale cóż... Blizzard chyba wiedział co robi sugerując się danymi ze sprzedaży (1,5 miliona sprzedanych kopii w dwa dni).
Starcraft II: Wings of Liberty miał przed sobą trudne zadanie, bo przyciągnąć nowych graczy i utrzymać starych wyjadaczy przy sobie to nie lada sztuka. Ciężko ocenić, czy próba się powiodła, ale znając politykę Blizzarda tytuł ten będzie w kółko poprawiany i szlifowany, przez co nie pozwoli o sobie zapomnieć i właśnie to pozwala sądzić, że nowego Starcrafta czeka świetlana przyszłość. Ja mam zamiar być jej częścią, a Wy?


P.S. Przepraszam za kolejną mega wielką przerwę, ale właśnie wróciłem z wakacji, których nawet sam się nie spodziewałem :P Jeden telefon i już byłem w drodze na Litwę/Łotwę, a potem doszedł jeszcze Coke Festival w Krakowie, hyhy. Coś ciężko mi ostatnio wskoczyć w ten właściwy rytm i pisać ile się da, ale postaram się poprawić!